Cieszę się, że to nie rak. Nie cieszę się, że to endo..

Opowiedz swoją historię. Jak długo chorujesz? Czy masz zaufanego lekarza? Czy szybko Cię zdiagnozowano? Czy zastosowane leczenie odniosło zamierzony skutek?
koralik18
Początkujący
Posty: 7
Rejestracja: wtorek, 17 czerwca 2014, 15:03

Cieszę się, że to nie rak. Nie cieszę się, że to endo..

Post autor: koralik18 »

Witam,
Dzisiaj odebrałam wynik badania histopatologicznego. Torbiele endometrialne. Giganty.
Na prawym jajniku torbiel częściowo krwotoczna 10 cm, druga też krwotoczna średnicy 5 cm i 4 cm.
Na lewym jajniku torbiel średnicy 12 cm.
Laparotomia odbyła się 3 tyg temu. Wyłuszczono torbiele, całą resztę zachowując. Jakże się modliłam o taką opcję, najlepszą z możliwych..

Zawsze uważałam się za okaz zdrowia. Nic mi nie dolegało. Miesiączki były normalne, bezbolesne (w młodych latach może bardziej dokuczliwe, ale naprawdę nie stanowiły dla mnie większego problemu. Choć pamiętam jeden dzień w liceum, wiele lat temu, jak zwijałam się z bólu pod klasą na przerwie - więcej takich sytuacji nie pamiętam), jedno opakowanie podpasek starczało na 2 menstruacje.
Oprócz bolesnych piersi i rozdrażnienia na kilka dni przed, nic negatywnego z okresem mi się nie kojarzyło.
Raczej regularnie, no może kilka razy w życiu, jakieś przesunięcie o kilka dni. Kilka lat temu na skutek ogromnego stresu gwałtownie schudłam bardzo dużo, wtedy miałam zatrzymanie miesiączki na pół roku. Oczywiście opowiadając to lekarzowi, nie wzbudziło to nigdy żadnych wątpliwości. Tak może się dziać przy gwałtownej utracie masy ciała. W 2012 roku w jednym miesiącu nie pojawiła się miesiączka, ale tutaj mogła być ciąża..

Pomimo starań nie urodziłam nigdy dziecka. Nawet byłam pewna, że nigdy nie byłam w ciąży. Obecnie dwóch lekarzy twierdzi, że była ciąża, bo mam zmienioną szyjkę macicy. Inny natomiast neguje to, bo moje hcg jest <0,1 mlU/ml. Ponieważ nigdy przed 2012 rokiem żaden lekarz nie sugerował mi ciąży, nie widział porowatej szyjki macicy, ja jednak wierzę, że ta ciąża była w 2012 roku.
W 2009 roku rozpoczęłam pierwsze wizyty w klinice niepłodności. Mnóstwo badań, poszło mnóstwo kasy. U męża wszystko idealnie, u mnie małe torbiele na jajnikach - czynnościowe. Po roku powtórka USG i brak torbieli. Aczkolwiek sugerowałam lekarzowi, że pojawiła mi się ostuda na twarzy, która się nasila..czy to przypadkiem nie jest od jajników. Zapewniał mnie, ze nic nie widzi i zaproponował wizytę u kosmetyczki...

Przy okazji innych badań po kilku latach, w usg i TK wyszły mi zmiany w miednicy mniejszej, prawdopodobnie torbiele jajników.
Miałam wtedy harówkę w pracy i odwlekałam wizytę u ginekologa. Po kilku miesiącach w końcu do niego poszłam.
Ale dalszego ciągu wydarzeń to już na pewno się nie spodziewałam.
Od razu dostałam skierowanie na marker CA- 125 i Ca 19-9. Doktor powiedział, że jeśli będą nieprawidłowe, to mam natychmiast wszystko rzucić i przyjść do niego bez kolejki. Następnego dnia rano pobrano mi krew, a po południu miałam wyniki.
CA 19-9 był Ok. Natomiast Ca 125 wynosił 401 przy normie do 35!!!!!
Nazajutrz wychodziłam od lekarza ze skierowaniem do szpitala. Doktor kazał mi się natychmiast pakować i jechać tam. Za 2 godziny byłam na izbie przyjęć.
Wiadomo było, że zmiany są duże. Lekarze rokowali 50 na 50. Cięcie podłużne ze względu na duże rozmiary zmiany i podejrzenie zmian złośliwych.
Rany, jak ja się wtedy bałam!!! Znieczulenie miałam w kręgosłup, więc w przerwach między drzemkami słyszałam rozmowy.
Słyszałam wyniki badania śródoperacyjnego. Co to było za szczęście usłyszeć zmiana łagodna:) Najważniejsze że to nie rak. A dzisiaj potwierdził to wynik histopatologiczny.
Od operacji minęło 3 tyg, biorę visanne, mam brać przez pół roku. Potem o starania o dziecko, ewentualnie in vitro.
Wiem, ze z racji wieku, to moja ostatnia szansa na posiadanie dziecka. W sumie już dawno pogodziłam się z tym, ze nie będę mamą.
Kiedyś przeżyłam depresję. Dobiły mnie wręcz te niepowodzenia. Myślałam, że mam to za sobą.
Teraz siedzę i biję się z myślami, czy jeśli teraz się nie postaram, to czy nie będę tego później żałować do końca życia.
Z drugiej strony, moja sytuacja osobista, zawodowa, materialna w tej chwili nie są zachwycające. W pojedynkę wszystko jest do przeżycia, ale mając w planach posiadanie dziecka, to już wszystko zmienia postać rzeczy.
Z moim byłym mężem żyjemy w przyjaźni, wiem, że byłby dobrym ojcem i wiem, ze jest to jego największe marzenie. Ale pamiętam też o tym, że miałam poważny powód skłaniający do przeprowadzenia rozwodu.
Inny facet? Nie mogłaby bym, zreszta który by się pakował w takie coś.
Mam pół roku na podjęcie decyzji. Muszę ścigać się z chorobą i z czasem, moim czasem..

P>S Fajnie, że znalazłam to forum:)
vwd
Ekspert
Posty: 4069
Rejestracja: piątek, 23 października 2009, 14:24

Re: Cieszę się, że to nie rak. Nie cieszę się, że to endo..

Post autor: vwd »

Dzien dobry koralik :)
Witam Cie b.serdecznie na forum :)
Przeczytalam uwaznie Twoj wpis...
historia jednej z nas
koncowka wypowiedzi tylko mnie zaniepokoila, bo to wielka niewiadoma
ale
wracaj szybko do zdrowia!
do dobrej kondycji! :)
a jak sie dzis czujesz?
koralik18
Początkujący
Posty: 7
Rejestracja: wtorek, 17 czerwca 2014, 15:03

Re: Cieszę się, że to nie rak. Nie cieszę się, że to endo..

Post autor: koralik18 »

Witaj,
Dzięki. Niedawno wstałam, mogłabym spać i leżeć na okrągło. Nic mi się nie chce. Nie ma we mnie żadnej energii. Chyba mi ją wycięli razem z torbielami.
vwd
Ekspert
Posty: 4069
Rejestracja: piątek, 23 października 2009, 14:24

Re: Cieszę się, że to nie rak. Nie cieszę się, że to endo..

Post autor: vwd »

to normalne
masz do tego prawo
odpoczywaj!
wszystko sie ulozy :)
z dnia na dzien bedzie lepiej! :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Moja historia endometriozy”