Re: zabiegi szpitalne
: środa, 16 listopada 2011, 12:38
Mój pobyt w szpitalu trwał 12 dni.
od przyjęcia (wtorek)- podstawowe badania, usg, do piątku lekka dieta i badał mnie każdy lekarz na swojej zmianie.
Od piątku było gorzej, jeść mogłam kleik ( a u mnie nie ma możliwości abym coś takiego wzieła do ust ) więc zakupiłam kisiel gorący kubek. i tak przez piątek i sobotę.
W sobotę musiałam wypić 1,5l jakiegoś płynu (fortrans bodajże ) ponieważ miałam przygotowanie jelitowe -było ryzyko uszkodzenia jelita podczas operacji i wyłonienia stomi. Jednak po 3 łykach okazało się że nie mogę tego cholerstwa wypić - odruch wymiotny. Było ochydne i nie dałam rady. Pielęgniarka stwierdziła że robimy lewatyw. Uwierzcie że wolałam to niż pić to coś. Wbito mi welflon za drugim razem, powiem ż eto nic przyjemnego - boję się igieł a mój próg bólowy w ostatnim czasie bardzo się obniżył.
W niedzielę było gorzej, myślałam że już gorzej nie może być. Nie mogłam jeść. Tylko woda. Rozmawiałam z anestezjologiem o znieczuleniu. o 16 dostałam 2 tabletki i tak też o 18, 20 i 22. po drugiej dawce było mi nidobrze, byłam słaba. Miałam też po 18 lewatywe a przed nią golenie. Zrobiła to pielęgniarka j anie byłam w stanie ustać na nogach - nawet się nie kąpałam bo nie byłam w stanie. Tabletki wziełam jeszcze po 20 a te o 22 już nie Pani doktor powiedziała że nie musze. Byłam wykończona. Rano dostałam jakieś leki, głupiego jasia, wykąpałam sie a raczej oblałam wodą bo byłam tak słaba że ledwie na nogach stałam. I pojechałam na sale.
Dostałam znieczulenie w kręgosłup - darłam się jak głupia. potem dostałam ala chusteczke do wydmuchania nosa i anestezjolog popsikał mi noge aby sprawdzić czy znieczulenie działa. I zasnełam.
Gdy się obudziłam jeszcze operowali, nic nie czułam, usłyszałam tylko że zatoka Douglasa jest czysta i że to zrosty, popłakałam się i dostałam reprymende że mam nie płakać bo nei bede mogła oddychać. Po poerocie na pooperacyjną pamiętam że krzyczałam do pielęgniarki że boli, z jednej strony bardziej choć jak powiedziała distałam leki. Więc dała mi w ramię morfinę i poszłam spać.
Podczas operacji założyli mi cewnik więc rano przed pójściem na normalną sale został wyjęty ( trochę piekło, do tego miałam już cewnik przy laparoskopii to wiedziałam co znaczy wizyta w toalecie )
Myślałam e sama dojde do sali jednak osłabiony organizm odmówił mi posłuszeństwa i pojechałam na wózku.
We wtorek dostałam kroplówki, bez jedzenia dalej. A i jeszcze od poniedziałku co 6h dostawałam zastrzyki domięśniowo w posladek. jak tylko przychodziła pielęgniarka to błagałam aby robiła to pomału.
Od środy mogłam jeść suchary i z każdym dniem było lepiej i więcej jedzenia. Czułam się dobrze, od czwartku bolała mnie głowa a w sobote pojechałam do domu:)
Teraz jestem jeszcze na zwolnieniu i czekam na "okres" wtedy zobaczymy z lekarzem co dalej. Myśli o danazolu, ja nie do końca jestem do niego przekonana.
od przyjęcia (wtorek)- podstawowe badania, usg, do piątku lekka dieta i badał mnie każdy lekarz na swojej zmianie.
Od piątku było gorzej, jeść mogłam kleik ( a u mnie nie ma możliwości abym coś takiego wzieła do ust ) więc zakupiłam kisiel gorący kubek. i tak przez piątek i sobotę.
W sobotę musiałam wypić 1,5l jakiegoś płynu (fortrans bodajże ) ponieważ miałam przygotowanie jelitowe -było ryzyko uszkodzenia jelita podczas operacji i wyłonienia stomi. Jednak po 3 łykach okazało się że nie mogę tego cholerstwa wypić - odruch wymiotny. Było ochydne i nie dałam rady. Pielęgniarka stwierdziła że robimy lewatyw. Uwierzcie że wolałam to niż pić to coś. Wbito mi welflon za drugim razem, powiem ż eto nic przyjemnego - boję się igieł a mój próg bólowy w ostatnim czasie bardzo się obniżył.
W niedzielę było gorzej, myślałam że już gorzej nie może być. Nie mogłam jeść. Tylko woda. Rozmawiałam z anestezjologiem o znieczuleniu. o 16 dostałam 2 tabletki i tak też o 18, 20 i 22. po drugiej dawce było mi nidobrze, byłam słaba. Miałam też po 18 lewatywe a przed nią golenie. Zrobiła to pielęgniarka j anie byłam w stanie ustać na nogach - nawet się nie kąpałam bo nie byłam w stanie. Tabletki wziełam jeszcze po 20 a te o 22 już nie Pani doktor powiedziała że nie musze. Byłam wykończona. Rano dostałam jakieś leki, głupiego jasia, wykąpałam sie a raczej oblałam wodą bo byłam tak słaba że ledwie na nogach stałam. I pojechałam na sale.
Dostałam znieczulenie w kręgosłup - darłam się jak głupia. potem dostałam ala chusteczke do wydmuchania nosa i anestezjolog popsikał mi noge aby sprawdzić czy znieczulenie działa. I zasnełam.
Gdy się obudziłam jeszcze operowali, nic nie czułam, usłyszałam tylko że zatoka Douglasa jest czysta i że to zrosty, popłakałam się i dostałam reprymende że mam nie płakać bo nei bede mogła oddychać. Po poerocie na pooperacyjną pamiętam że krzyczałam do pielęgniarki że boli, z jednej strony bardziej choć jak powiedziała distałam leki. Więc dała mi w ramię morfinę i poszłam spać.
Podczas operacji założyli mi cewnik więc rano przed pójściem na normalną sale został wyjęty ( trochę piekło, do tego miałam już cewnik przy laparoskopii to wiedziałam co znaczy wizyta w toalecie )
Myślałam e sama dojde do sali jednak osłabiony organizm odmówił mi posłuszeństwa i pojechałam na wózku.
We wtorek dostałam kroplówki, bez jedzenia dalej. A i jeszcze od poniedziałku co 6h dostawałam zastrzyki domięśniowo w posladek. jak tylko przychodziła pielęgniarka to błagałam aby robiła to pomału.
Od środy mogłam jeść suchary i z każdym dniem było lepiej i więcej jedzenia. Czułam się dobrze, od czwartku bolała mnie głowa a w sobote pojechałam do domu:)
Teraz jestem jeszcze na zwolnieniu i czekam na "okres" wtedy zobaczymy z lekarzem co dalej. Myśli o danazolu, ja nie do końca jestem do niego przekonana.