Jestem nowa na tym forum ale z endometriozą borykam się już od bardzo dawana. Mam ją od kilkunastu lat ale zdiagnozowano ją dopiero w 2004 roku po pierwszej laparoskopii. Okazało sie wtedy że mam IV stopień endo i wycięto dwa 7 centymetrowe torbiele czekoladowe. Oczywiście od szkoły średniej miałam bardzo bolesne miesiączki. Ok 4 miesięcy przed pierwszą laparoskopią brzuch bolał mnie już bez przerwy codziennie, to był ból typu nieustające ogromne wzdęcie. Teraz wiem ze ból wynikał z tego ze miałam cały brzuch zarośnięty endometriozą. 2-3 lata przed operacją bóle miesiączkowe były takie że wymiotowałam z bólu przez dwa dni, tak jak większość z was masakra. Wcześniej chodziłam oczywiście do lekarzy którzy bagatelizowali problem ze musi boleć, jasne. Po laparoskopii moje życie uległo ogromnej poprawie. Przede wszystkim przestało boleć, dostałam 6 miesięcy danazolu i to było najpiękniejsze pół roku w moim życiu bo byłam wolna i czułam się prawie jak facet bez miesiączek i tego potwornego strachu. Laparoskopia była dlatego ze starliśmy się o dziecko. Po kuracji lekarz kazał nam się pół roku starać naturalnie o ciążę. Zapomniał jednak podczas laparo sprawdzić drożność jajowodów. Oczywiście z IV st endo naturalne zajście w ciąże byłoby absolutnym cudem ( niestety ja tego nie wiedziałam i ufałam temu lekarzowi) więc nic z tego nie wyszło. Potem zrobił mi kilka inseminacji ze skutkiem również wiadomym. Potem twierdził ze przyczyną niepłodności może być mój M. Po dwóch latach torbiele endometrialne odrosły i w 2006 miałam drugą laproskopie którą robił mi inny lekarz. Drugi lekarz stwierdził że mam całkowicie zarośnięty endometriozą lewy jajnik tak ze go nawet nie widać, usunęli torbiel ale go nie ruszali bo jest zrośnięty z jelitami, jamą brzuszną i wszystkim innym, najpewniej jest niedrożny, prawy jajnik sprawdzili ze jest niedrożny. Lekarz poradził mi ( mimo ze wiedział ze staramy się o dziecka a ja miałam 27 lat) że najlepiej byłby usunąć jajniki i byłby spokój. Po tej diagnozie wpadłam w depresje i było by ze mną bardzo źle gdyby sam Pan Bóg mi nie dodał sił. Opuściłam poprzednią klinikę leczenia niepłodności i udałam się do innej o niebo lepszej. W nowej klinice podeszłam do in vitro, nie udało sie. Byliśmy ewenementem na skalę całej kliniki ponieważ nie mieliśmy żadnego zarodka, wszystkie umarły, jaki to był dla nas dramat nie będę tu pisała bo to nie na temat. Potem podeszłam drugi raz do in vitro na naturalnym cyklu, tez się nie udało, zarodek umarł. Dalej już nie miałam siły. W klinice leczenia niepłodności poradzili mi żebym brała antykoncepcje ponieważ hamuje rozwój endometriozy. Zastosowałam sie do tego zalecenia. Brałam różne antyki na których czułam się różnie, na jednym jak stara baba na innych miałam stany depresyjne aż wreszcie trafiłam na Steriril 30 i jest naprawdę dobrze. Biorę go już kilka lat i torbiele nie rosną a to jest dla mnie najważniejsze bo znaczy się że prawdopodobnie choroba się nie rozwija. W między czasie ginekolog polecił mi kurację Zoladexem w zastrzykach. Kto brał ten wie jakie fajne igiełki to ma

Po Zoladexie jeden miesiąc nie miałam miesiączki, na drugi za to dostałam takiego krwotoku ze mało nie wylądowałam w szpitalu ( niestety stało się to w pracy). Tak więc kuracja zoladexem u mnie zakończyła się klapą. Pozostałam na antykoncepcji i nic więcej nie robię w tej chwili. Co pół roku chodzę na usg sprawdzić czy torbiele nie rosną. W tej chwili po drugiej laparoskopii, po oczyszczeniu w miarę brzucha ze zrostów, czuję sie w miarę dobrze, nie mam boleści przy miesiączce. Niestety po tamtych strasznych latach bólu został mi podświadomy lęk i zawsze przed miesiączką mam biegunkę ze strachu. Ślad na całe życie. Niestety mam całe zarośnięte jelita, co daje niefajne efekty, ale da się z tym żyć, byle nie było gorzej. Mam dwoje dzieci adoptowanych. Wypełniają mi życie po brzegi wiec nie mam wiele czasu na myślenie o chorobie. Czasem jednak nachodzi mnie strach ze wszystko powróci. Czytając wasze historie widzę ze miałam wiele szczęścia, że teraz mogę żyć normalnie lub prawie normalnie. Mam w planie dociągnąć do 40-tki a potem usunąć jajniki i macicę bo ponoć to jedyny sposób na zakończenie tej choroby. Uznałam ze skoro i tak musze bez przerwy brać hormony, dzieci nie mogę urodzić to może najlepiej pozbyć się tego narządu tym bardziej że jestem w pierwszej grupie ryzyka raka jajnika, również ze względu na in vitro. Sama nie wiem, tak bardzo bym chciała pozbyć się tych wszystkich zrostów z brzucha, żeby moje życie było normalne.
Chciałam jednak dodać nadziei wszystkim dziewczynom starającym się o dziecko, że z ta chorobą można urodzić dzieci. Moja siostra ma III st endo i po laparoskopii zaszła w ciąże, urodziła synka a z córeczką zaszła w ciążę że tak powiem od strzała

Wiele moich koleżanek mimo zaawansowanej endo zaszły w ciąże przy pomocy in vitro, a potem w drugą ciążę po prostu wpadły. Ciąża bez dwóch zdań leczy endo. Na pewno warto walczyć i odnaleźć swoją drogę do macierzyństwa.