Wiem, o czym mówicie...czasami w takim stanie myślę sobie, że to nie może dziać się naprawdę, że za moment się obudzę i stan totalnej ohydności życia, braku sił, wahań nastroju, czyli po prostu skrajnych jazd emocjonalnych i to po samej bandzie, okaże się tylko zlym snem. Ale guzik! Dlatego robię wszystko, by sobie pomóc w takich sytuacjach - witaminy, oslaniacze i co tam jeszcze wyczytam; do tego w skrajnych stanach korzystam z pomocy terapeuty; dużo małych przyjemności - czasem malutkie zakupy, czasem ciepły kocyk, ciepłe slowo, miłe spotkanie, itp. Raz działa, raz nie, ale ważne, żeby się nie poddawać i mimo wszystko, na przekór, próbować. Aha i być dla siebie samej dobrą i wyrozumiałą
