Zaczęło się od czegoś zupełnie innego...
: piątek, 29 czerwca 2012, 14:53
Jak już znalazłam odpowiednie wątki, to wstawiam i swój:
Może na początek się przedstawię Mam na imię Alicja mieszkam w Jeleniej Górze, mam 33lata.
O prawdopodobieństwie że mam endometriozę dowiedziałam się po "przebojach" i laparoskopii, która była robiona z zupełnie innego powodu...
Od roku jestem szczęśliwą mężatką (drugi mąż) a od listopada staraliśmy się z mężem o dzidzię, żeby dopełnić rodzinę... Tym2-gim razem wyglądało to zupełnie inaczej aniżeli za pierwszym A mianowicie, spotkania, narzeczeństwo, wspólne mieszkanie, ślub, kredyt mieszkaniowy i przyszedł moment na powiększenie rodziny...
Niestety nasze starania nie dawały żadnego skutku... Zaczęliśmy się zastanawiać nad badaniami na płodność, choć wydawało nam się i lekarzowi z resztą też, że nie powinno być większych problemów ponieważ ja mam nastoletnią córkę z poprzedniego małżeństwa, mój mąż również 8 letnią, więc niepłodność wydawała się dość apstrakcyjna...
Tak jak czytałam o różnych Waszych objawach i dopiero zaczęłam sobie co nieco przypominać... Nic z tego niewiązałam z chorobą tego typu( szczerze nawet nie słyszałam o endo). Raz albo dwa miałam ból przy stosunku, ból pleców wiązałam z pracą siedzącą, plamienia między miesiączkami i po stosunku lekarz przypisał polipowi, który usunięto mi w lutym 2011r. Do lekarza chodziłam często, bo chciałam mieć pewność, że jestem zdrowa i mogę zajść w ciążę bez zbędnych komplikacji...Miesiączki miałam regularne jak w zegarku, trwające 3 góra 4 dni, bez żadnego bólu...
W kwietniu tego roku nie dostałam miesiączki nie było jej już tydzień po terminie, zaczęły mnie boleć piersi(tak jak za zwyczaj przy miesiączce), więc zrobiłam test, który wyszedł pozytywnie... Podeszłam do tego z pewną dozą wątpliwości, więc na drugi dzień powtórzyłam test, ale wydawało mi się to tak mało realne, że trzeciego dnia znów powtórzyłam(za każdym razem brałam inną firmę). Za 3 razem pokazałam mężowi... Radość była ogromna Razem z moją siostra namówili mnie na wizytę u gin żeby potwierdzić Poszłam do innego lekarza, niż poprzednio ze względu na to, że do "mojego"(wówczas) na NFZ trzeba czekać miesiąc... Lekarz potwierdził jest ciąża ale jeszcze zbyt mała, żeby określić dokładnie tydzień.. Przepisał mi standardowe badania i luteinę.Powiedział żebym zgłosiła się za 2 tygodnie, to będzie już widać serduszko...Nastała ogromna radość:) mąż zaczął się chwalić kolegom... Niestety na święta wielkanocne, zaczęłam plamić (lekarz ostrzegał mnie, że jeżeli ciąża będzie nieprawidłowa, to organizm ją odrzuci)... Przeżyliśmy kolejne rozczarowanie... Ale coś nie pasowało, "miesiączka" nie trwała tak jak za zwyczaj 3 dni tylko przeciągnęła sie do 8 dni(w tym czasie byłam w stałym kontakcie z lekarzem) powiedział, żebym zgłosiła się do niego po świętach..Tak też zrobiłam...Myślałam, że to samoistne poronienie i że się jeszcze oczyszczam... Lekarz przy badaniu pocieszył mnie, mówiąc że ciąża jest i że niektóre kobiety mają miesiączki nawet do 4 m-ca ciąży... Jednakże USG ukazao coś niepokojącego... Miałam 3 pęcherzyki, jeden w jajowodzie, drugi tuż przy wyjściu i trzeci w macicy, ale w żadnym nie było jeszcze widać zarodka... Więc wysłał mnie do szpitala na obserwację z podejrzeniem ciąży pozamacicznej... Żal i załamanie...
W szpitalu przyjęli mnie ze stwierdzeniem "pojutrze idzie Pani na stół operacyjny"... Wściekłam się strasznie i zrobiłam awanturę, bo jak można kogoś kierować na stół skoro nie ma się jeszcze pewności, że To to jest To... Na szczęście znaleźli się jeszcze trochę mżdrzejsi lekarze, którzy stwierdzili, że zrobią mi badania i poczekają z decyzją. Po 3 dniach zrobili mi znów badanie poziomu BHCG i USG, powiedzieli że ciąża jest, ale już się nie rozwija, że jest martwa... USG wykazało, że jajeczko z macicy znikło, to które było u wyjścia z jajowodu również, zostało tylko to w jajowodzie tuż pod jajnikiem...Stwierdzili, że na tak wczesnym etapie nie trzeba robić laparoskopi, tylko że podadzą mi chemię METOTREKSTAT powinien wszystko załatwić... Podali... obserwacja 7 dób w czasie których miałam silne bóle, myślałam że coś urodzę albo umrę... Po 7 dobach stwierdzono spadek BHCG o 100 i stwierdzili że spada bardzo powoli ale spada więc można mnie wypuścić do domu... Dali mi 2 tyg. L4 i w tym czasie kazali robić badania poziomu w/w. przez drugi tydzień znów spadło o 100 w kolejnym już o 300 więc zadowolona poszłam do lekarza który mnie skierował do szpitala... Zrobił mi USG i natychmiast wysłał spowrotem do szpitala... Jajowód skręcił się, owinął dookoła jajnika, poprzyklejał się do niego a w skrętach zrobiły się 3 krwiaki z czego jeden miał 7 cm. W szpitalu badał mnie ordynator, z-ca ordynatora i jeszcze jedna pani doktór i wszyscy robili wielkie oczy na widok obrazu przedstawiającego USG, nikt nic nie mówił przez dłuższą chwilę, po czym usłyszałam od ordy."widzi pani, nie ma mądrego, który powiedziałby coś konkretnego... Dla nas to pierwszy taki przypadek, mamy z Panią same problemy". Sama zapytałam o laparoskopię, bo już wcześniej mówili, że ta jedna dawka metotrekstatu może nie pomóc i w tedy trzeba będzie zrobić laparo. Więc w tym momencie chciałam skorzystać z tego, bo miałam już dość przebywania w szpitalu... Za 3 dni miałam mieć zrobioną laparo. lekarz przyszedł, powiedział, że to nie będzie większa filozofia, bo krwiaki zrobiły się na zewnątrz jajowodu, więc nie trzeba będzie go nawet otwierać, chociażby dlatego, że ciąży już nie ma i że tylko mi wypłuczą... Niestety po wybudzeniu z narkozy, będąc na morfinie zbombardowali mnie informacjami na temat tego co mi robili. Musieli otworzyć jajowód, bo okazało się że to martwe jajko jeszcze tam było, zrobili mi kolagulację jajnika i uwolnienie zrostów (absolutnie nie wiedziałam o czym do mnie mówią) po czym powiedziano mi, że o dzieciach mogę zapomnieć bo mam endo i że teraz to tylko in vitro. Przeżyłam jeszcze większe załamanie, bo tak po ludzku nie wiedziałam co mi jest... Zwłaszcza że w tym czasi, prawie każdej kobiecie, której robili laparo. mówili że ma endo. Dopiero po powrocie do domu zaczęłam grzebać w necie i trafiłam na wasze forum... W zeszłym tygodniu byłam na badaniach Cl125 i u lekarza z wynikami... Powiedział że to nie musi być endo, w szpitalu przy laparoskopi nie pobrali mi wycinka do badania histo... więc nie ma potwierdzenia... Ale przepisał mi visanne i stertę badań do zrobienia...
Może na początek się przedstawię Mam na imię Alicja mieszkam w Jeleniej Górze, mam 33lata.
O prawdopodobieństwie że mam endometriozę dowiedziałam się po "przebojach" i laparoskopii, która była robiona z zupełnie innego powodu...
Od roku jestem szczęśliwą mężatką (drugi mąż) a od listopada staraliśmy się z mężem o dzidzię, żeby dopełnić rodzinę... Tym2-gim razem wyglądało to zupełnie inaczej aniżeli za pierwszym A mianowicie, spotkania, narzeczeństwo, wspólne mieszkanie, ślub, kredyt mieszkaniowy i przyszedł moment na powiększenie rodziny...
Niestety nasze starania nie dawały żadnego skutku... Zaczęliśmy się zastanawiać nad badaniami na płodność, choć wydawało nam się i lekarzowi z resztą też, że nie powinno być większych problemów ponieważ ja mam nastoletnią córkę z poprzedniego małżeństwa, mój mąż również 8 letnią, więc niepłodność wydawała się dość apstrakcyjna...
Tak jak czytałam o różnych Waszych objawach i dopiero zaczęłam sobie co nieco przypominać... Nic z tego niewiązałam z chorobą tego typu( szczerze nawet nie słyszałam o endo). Raz albo dwa miałam ból przy stosunku, ból pleców wiązałam z pracą siedzącą, plamienia między miesiączkami i po stosunku lekarz przypisał polipowi, który usunięto mi w lutym 2011r. Do lekarza chodziłam często, bo chciałam mieć pewność, że jestem zdrowa i mogę zajść w ciążę bez zbędnych komplikacji...Miesiączki miałam regularne jak w zegarku, trwające 3 góra 4 dni, bez żadnego bólu...
W kwietniu tego roku nie dostałam miesiączki nie było jej już tydzień po terminie, zaczęły mnie boleć piersi(tak jak za zwyczaj przy miesiączce), więc zrobiłam test, który wyszedł pozytywnie... Podeszłam do tego z pewną dozą wątpliwości, więc na drugi dzień powtórzyłam test, ale wydawało mi się to tak mało realne, że trzeciego dnia znów powtórzyłam(za każdym razem brałam inną firmę). Za 3 razem pokazałam mężowi... Radość była ogromna Razem z moją siostra namówili mnie na wizytę u gin żeby potwierdzić Poszłam do innego lekarza, niż poprzednio ze względu na to, że do "mojego"(wówczas) na NFZ trzeba czekać miesiąc... Lekarz potwierdził jest ciąża ale jeszcze zbyt mała, żeby określić dokładnie tydzień.. Przepisał mi standardowe badania i luteinę.Powiedział żebym zgłosiła się za 2 tygodnie, to będzie już widać serduszko...Nastała ogromna radość:) mąż zaczął się chwalić kolegom... Niestety na święta wielkanocne, zaczęłam plamić (lekarz ostrzegał mnie, że jeżeli ciąża będzie nieprawidłowa, to organizm ją odrzuci)... Przeżyliśmy kolejne rozczarowanie... Ale coś nie pasowało, "miesiączka" nie trwała tak jak za zwyczaj 3 dni tylko przeciągnęła sie do 8 dni(w tym czasie byłam w stałym kontakcie z lekarzem) powiedział, żebym zgłosiła się do niego po świętach..Tak też zrobiłam...Myślałam, że to samoistne poronienie i że się jeszcze oczyszczam... Lekarz przy badaniu pocieszył mnie, mówiąc że ciąża jest i że niektóre kobiety mają miesiączki nawet do 4 m-ca ciąży... Jednakże USG ukazao coś niepokojącego... Miałam 3 pęcherzyki, jeden w jajowodzie, drugi tuż przy wyjściu i trzeci w macicy, ale w żadnym nie było jeszcze widać zarodka... Więc wysłał mnie do szpitala na obserwację z podejrzeniem ciąży pozamacicznej... Żal i załamanie...
W szpitalu przyjęli mnie ze stwierdzeniem "pojutrze idzie Pani na stół operacyjny"... Wściekłam się strasznie i zrobiłam awanturę, bo jak można kogoś kierować na stół skoro nie ma się jeszcze pewności, że To to jest To... Na szczęście znaleźli się jeszcze trochę mżdrzejsi lekarze, którzy stwierdzili, że zrobią mi badania i poczekają z decyzją. Po 3 dniach zrobili mi znów badanie poziomu BHCG i USG, powiedzieli że ciąża jest, ale już się nie rozwija, że jest martwa... USG wykazało, że jajeczko z macicy znikło, to które było u wyjścia z jajowodu również, zostało tylko to w jajowodzie tuż pod jajnikiem...Stwierdzili, że na tak wczesnym etapie nie trzeba robić laparoskopi, tylko że podadzą mi chemię METOTREKSTAT powinien wszystko załatwić... Podali... obserwacja 7 dób w czasie których miałam silne bóle, myślałam że coś urodzę albo umrę... Po 7 dobach stwierdzono spadek BHCG o 100 i stwierdzili że spada bardzo powoli ale spada więc można mnie wypuścić do domu... Dali mi 2 tyg. L4 i w tym czasie kazali robić badania poziomu w/w. przez drugi tydzień znów spadło o 100 w kolejnym już o 300 więc zadowolona poszłam do lekarza który mnie skierował do szpitala... Zrobił mi USG i natychmiast wysłał spowrotem do szpitala... Jajowód skręcił się, owinął dookoła jajnika, poprzyklejał się do niego a w skrętach zrobiły się 3 krwiaki z czego jeden miał 7 cm. W szpitalu badał mnie ordynator, z-ca ordynatora i jeszcze jedna pani doktór i wszyscy robili wielkie oczy na widok obrazu przedstawiającego USG, nikt nic nie mówił przez dłuższą chwilę, po czym usłyszałam od ordy."widzi pani, nie ma mądrego, który powiedziałby coś konkretnego... Dla nas to pierwszy taki przypadek, mamy z Panią same problemy". Sama zapytałam o laparoskopię, bo już wcześniej mówili, że ta jedna dawka metotrekstatu może nie pomóc i w tedy trzeba będzie zrobić laparo. Więc w tym momencie chciałam skorzystać z tego, bo miałam już dość przebywania w szpitalu... Za 3 dni miałam mieć zrobioną laparo. lekarz przyszedł, powiedział, że to nie będzie większa filozofia, bo krwiaki zrobiły się na zewnątrz jajowodu, więc nie trzeba będzie go nawet otwierać, chociażby dlatego, że ciąży już nie ma i że tylko mi wypłuczą... Niestety po wybudzeniu z narkozy, będąc na morfinie zbombardowali mnie informacjami na temat tego co mi robili. Musieli otworzyć jajowód, bo okazało się że to martwe jajko jeszcze tam było, zrobili mi kolagulację jajnika i uwolnienie zrostów (absolutnie nie wiedziałam o czym do mnie mówią) po czym powiedziano mi, że o dzieciach mogę zapomnieć bo mam endo i że teraz to tylko in vitro. Przeżyłam jeszcze większe załamanie, bo tak po ludzku nie wiedziałam co mi jest... Zwłaszcza że w tym czasi, prawie każdej kobiecie, której robili laparo. mówili że ma endo. Dopiero po powrocie do domu zaczęłam grzebać w necie i trafiłam na wasze forum... W zeszłym tygodniu byłam na badaniach Cl125 i u lekarza z wynikami... Powiedział że to nie musi być endo, w szpitalu przy laparoskopi nie pobrali mi wycinka do badania histo... więc nie ma potwierdzenia... Ale przepisał mi visanne i stertę badań do zrobienia...