NIe wiem od czego zacząć, bo trochę czuję się, jakbym dostała mokrą szmatą po twarzy i chyba nie do końca jeszcze rozumiem, co się ze mną dzieje.
Mam 26 lat. Bóle wszelkiego kobiecie towarzyszyły mi od zawsze. Łykałam wtedy Ketanol-Forte jak cukierki, aby choć na chwilę ulżyło. Nie pojawiałam się w szkole, robiłam okłady z termoforkiem, w sumie - chwytałam się każdego sposobu, aby choć na trochę przeszło. Zawsze słyszałam, że taka kobieca natura i boli każdą, a ja jestem wyczulona i mam niski próg bólu. Mdlałam, płakałam, darłam się w domu, jak powalona. W końcu na Ketanol przestałam reagować i wtedy się zaczęło.
Miałam 22 lub 23 lata, jak nie dałam rady. Wylądowałam na pogotowiu na ginekologii. Już pominę fakt, że czekałam na lekarkę bardzo długo zwijając się z bólu na jakiejś betonowej ławeczce. Kobieta, która mnie przyjęła... No coż... Nie wiem, co powiedzieć z punktu widzenia czasu na zaistniałą sytuację. Zbadać mnie nie chciała, bo dziewica (oczywiście dostałam kąsliwą uwagę w stylu, że 'dlaczego w ogóle nią jestem w tym wieku'), leków mi nie podała, bo jestem alergikiem, a na oddziale nie miała zamiaru mnie trzymać i nawet nie napisała mi zwolenienia z zajęć na studiach. Jak to skwitowała: to tylko bół miesiączkowy, na to nie ma zwolenień, a ja przesadzam.
Najlepsze jest to, że myślałam wtedy, że mi rozerwie wnętrze.
Później było tylko gorzej, ale w międzyczasie mamie udało się załawić jakiś mocny lek przeciwbólowy i to pomagało.
W wieku 24 lat trafiłam ponownie na oddział, ale tym razem z niesamowitym bólem i krwotokiem. Krwawiłam dwa tygodnie. Myślałam, że może okres mi się bardzo wydłużył, ale bół był już dość poważny, więc udałam się do ginekologa. Lekarka, dobra kobieta, powiedziała, że nie wie, co się dzieje, ale ponieważ krwotok jest długi i bolesny napisała, że podejrzenie estry, aby przyjęto mnie na oddział.
Bo tygodniu badań, męczenia i łyżeczkowaniu (o mamo , nigdy więcej) doszłi do wniosku, że nie wiedzą, co mi jest, że to chyba torbiel mi pękła.
Ból ustał. Miałam dwa lata spokoju. Owszem, był jakiś bół przy okresie, ale brałam tabletkę i był spokój.
Dolegliwości wróciły kilka miesięcy temu i narastały powoli. Ale byłam już tak przyzwyczajona, że znów zaczęłam terapię tabsami przeciwbólowymi.
Niedawno zmieniłam stan cywilny i z mężem zaczęliśmy myśleć o dzidziusiu. Wybrałam się zatem do ginekolożki poleconej przez koleżankę z pracy. Tym razem z uwagi na nieprzyjemne przejścia z NFZ poszłam prywatnie. I doznałam szoku. Na pierwszej wizycie Pani doktor zwróciła uwagę, że w badaniu USG mam jakąś zmianę (obstawiała, że torbiel krwotoczna). Umówiłyśmy się na cytologię i badanie ginekologiczne, oraz ponowne USG. I tu zonk. Na drugim badaniu okazało się, że zmiana nie jest przyczepiona do jajnika. Jest od niego odklejona. Pani doktor spytała mnie o kilka rzeczy/objawów i stwierdziła, że to jest endometrioza (te bóle okresowe, bóle przy owulacji, przy stosunku, nawet przy badaniu ginekologicznym i USG, wszystko się zgadzało). Pierwszy raz w życiu usłyszałam tę nazwę. Wytłumaczyła mi, na czym choroba polega i zleciła wykonanie badania CA-125, a także przepisała leki hormonalne.
CA zrobiłam następnego dnia i wynik wyszedł podwyższony. Na maksymalną wartość 35 mg mam 106,1 mg.
Jeszcze z Panią doktor nie rozmawiałam, ale mówiła na tej drugiej wizycie, że jeżeli wynik będzie podwyższony będzie to popierać tezę o endometriozie zwłaszcza, że reszta objawów się zgadza.
Od kilku dni stoje w martwym punkcie. Powiedziałam mężowi o diagnozie i oboje jesteśmy przestraszeni, bo nie wiemy co się z czym je, ani co teraz zrobić. Doczytałam o problemach z zajściem w ciąże, o możliwości raka - przeraziłam się

Co powinnam w tym momencie wiedzieć/zrobić? Macie może jakieś wskazówki, albo namiary na dobrego specjaliztę, który potwierdzi/wykluczy te diagnozę (najlepiej Wrocław). Chol...ra!!! Strasznie się boję
