Postanowiłam zmienić lekarza i poszłam na wizytę. Wcześniej lekarz zapewniał mnie, że wszystko jest ok.
Niestety nowy lekarz powiedział zupełnie coś innego.
Okazało się że na lewym jajniku mam torbiel 5cm. "spokojnie, bez nerwów, wyleczymy tabletkami, zniknie"
No i tak łykałam tabletki YAZ przez 4 m-ce.
Po przykrych doświadczeniach z poprzednim lekarzem, który twierdził, że wszystko jest ok postanowiłam im nie ufać. Tak więc udałam się do innych 2 lekarzy ginekologów.
1lekarz powiedział, że jest torbiel ale nie brać żadnych tabletek antykoncepcyjnych tylko łykać Luteinkę i zachodzić w ciążę ;(
2 lekarz uznał, że nie jest to torbiel tylko "coś innego, podobne i samo zniknie za miesiąc"
Pozostałam przy lekarzu, który zapisał mi YAZ i poszłam na kontrolę po 4 m-cach. Torbiel się zmniejszyła do 3,5cm, zalecenie takie, że łykam YAZ przez kolejne 4 m-ce i jak nie zniknie no to zrobimy laparoskopię.
Powiem szczerze, że liczyłam na to że ta torbiel już zniknie, że już będę niedługo 2 w 1
Oczywiście łacz przez cały dzień, że musimy tak długo czekać na naszego maluszka...
Mój kochany Mąż nasłuchał się moich obaw i wewnętrznych tragedii. Postanowiliśmy, że udam się jeszcze do 1 lekarza aby potwierdził, że idę z leczeniem w dobrym kierunku, że leki pomogą i że te nieszczęsne 4 m-ce leczenia i będzie ok. LICZYŁAM NA POTWIERDZENIE.
Okazało się, że szkoda mojego czasu i szkoda, że się katuję tymi tabletkami.
Mam torbiel endometrialną na lewym jajniku, 3,8 cm oraz na prawym 1,7. Do tego zrosty . Koniecznie jak najszybciej na laparoskopię.
25 sierpnia miałam porzeprowadzoną laparoskopię. Obecnie siedzę sobie w domu i czekam i myślę co będzie dalej. Mam bardzo dużo obaw, pytań, wątpliwości... i dużo wolnego czasu aby o tym wszystkim myśleć. Wybieram sie na wizytę w czwartek aby lekarz sprawdził jak to wszystko wygląda i co dalej. Obawiam się, że będzie mnie chciał długo leczyć a razem z Mężem czekamy na zielone światełko.
